|
Niedzielne przedpołudnie, żar z nieba, Turyn mdleje przed burzą. Niedzielne przedpołudnie, Turyn śpiewa. Nie ma siły tańczyć – żar z nieba zabierze powietrze w płucach.
Tu na ulicach wokół Placu Republika dziś antyki, antyk za antykiem, antyk antyk popycha. I na cóż mi szkoda, żal pieniędzy niewydanych. Ja idę i w duszy mam zapach mebli politurowanych, rozbitych dzbanków, broszek z zeszłego wieku. Mam na głowie setki kapeluszy z rondem i toczków, mam torebki i szkatuły, buty do baletu. Oto jestem. Ja idę, oczami chłonę i przeze mnie te przeszłe lata i przyszłe się łączą. Ja jestem sercem między tam i tam. Między kiedyś i kiedyś. Ja jestem słońcem, którego promienie rzucają światło na przeszłość i przyszłość. Jestem antykiem przyszłych czasów. Perłą w sznurze na szyi czasu.
Dlatego jesteście mi ludzie potrzebni, żebym o was, jak nie kreślić, to pisać mogła i spać o was wiecznie upalne czasy. Żebyście gładkie mieli czoła i uśmiech zawsze na twarzy. Kolekcjonujcie te resztki przeszłości, okruszki po najedzonych. Bo przez takich, jak ja świat byłby zaginiony.
Tak spójną częścią jestem jego, że inaczej nie mogę, jak tylko urodzić się, być i położyć do ziemi z powrotem.
Taką jestem leniwą w naturze istotą, żem jej w pełni sierotą, a jej wietrznym tchnieniem rozpędzona przytulę kiedyś głowę do trawy i potulnie skonam.
To ja – ani on, ani ona.
Śpiące, 2012
130x100, akryl, 2013 |
|